Leżała na podłodze już dobre dziesięć minut. Z pokoju dobiegał dźwięk odkurzacza i podśpiewywanie Akumy. Rozważała, czy się podnieść, ale stwierdziła, że przyda jej się jeszcze kilka minut leżenia na tej kurewsko zimnej posadzce. W sumie Pan i tak kazał jej warować.
Zastanawiała się, kolejny raz, nad sytuacją, w której się znalazła. Koncert był mocno abstrakcyjny, wirtual wydawał się niezwykle emocjonujący, ale teraz, gdy Akuma przyjechał i znów mogła go dotknąć, poczuć fizyczność tej relacji dotarło do niej, że on za chwilę zabierze swoją obecność, lubieżny uśmiech, szerokie plecy i wyjedzie. Okej, koncert już za miesiąc i będzie miała wtedy okazję poczuć także Seta, ale jednak wydawało jej się to tak odległym marzeniem, że przez chwilę nie mogła zebrać się w sobie.
Przetoczyła się na plecy i złapała kilka oddechów, lecz żaden z nich nie był kojący. Może kutas jej Pana wyruchał ją z całej serotoniny i właśnie przeżywała zjazd gorszy niż po całej nocy bujania się z MDMA we krwi, a może po prostu dotarło do niej, jak trudne jest współtrwanie w relacji na odległość, w tym wypadku, z dwojgiem mężczyzn. Z trudem, chyba bardziej emocjonalnym, niż fizycznym, podniosła się i oparła o szafkę. Przez chwilę oddychała ciężko, a potem po prostu przycisnęła dłonie do oczu i próbowała nie wylać z siebie tych emocji. Jebane neuroprzekaźniki, serotonino, endorfiny, proszę się syntetyzować, osiągnięto stan krytyczny.
Wszedł do kuchni raźnym krokiem, zacierając ręce.
– Czy nie kazałem ci warować su.. oh! Co się stało? – kucnął naprzeciwko niej i pogładził po głowie.
– Nic nic… Panie… – wydusiła, rozcierając skronie.
– Oh głuptasie! – pstryknął palcami, dla czystej formalności. Zdjął z siebie bluzę, z kompletu, który zarzucił do sprzątania i usiadł obok, podając ją jej. – Widzę, że coś się dzieje, co jest?
– Nic takiego, naprawdę… Po prostu… – zaczęła, gdy pomagał dziewczynie ubrać się. – dotarło do mnie, że jutro wyjeżdżasz i trochę mnie to rozmontowało. – objął ją ramieniem i pocałował w głowę.
– To jedź ze mną. – rzucił, głaszcząc ją po szyi.
– Serio? – rozpromieniła się.
– Serio. – pociągnął ją za rękę, sugerując, by usiadła na nim okrakiem. – Mówiłaś, że pracować możesz z każdego miejsca, gdzie jest internet, więc nie powinnaś mieć z tym problemu u nas. – Sięgnął do kieszeni i wyjął telefon. – Musimy tylko dokupić dla Ciebie bilet.
– Będę musiała powiedzieć Amelii, że nie wyjdę z Brunonem. Błagam, chodź ze mną, bo nie zniosę kolejnych pytań.
– Z pewnością sobie poradzisz. – Pocałował ją w czoło, wciąż wpatrując się w telefon. – Kupione, pociąg mamy jutro o 9.30. Ogarnij się, leć do Amelki, a ja poszukam jakiegoś filmu.
Niechętnie, z ociąganiem i niezadowolonym pomrukiwaniem zeszła z niego i poprawiła włosy.
– Nie obiecuję zatem, że wrócę szybko. – rzuciła błagalnym głosem.
– Poczekam, go go girl. – wstając poklepał ją po pośladku i przeciągnął sie. – Jakbym zasnął…
– To obudzę Cię dziugając kijem od szczotki. – zaśmiała się.- Tak na wszelki wypadek.
Schodziła po schodach najwolniej jak mogła. Oh do kurwy, jak bardzo nie chciała wdawać się w tę żenującą rozmowę, a Amelia należała do tych bab, które jak zaczną to, nie skończą za szybko. I drążą temat jak kropla skałę. Uwielbiała tę kobietę za ciepło, za serce, za ogrom wsparcia, jakie dostała od niej w życiu i niespożytą siłę, która drzemała w pielęgniarce. Ale z tym szedł upór godny skrzyżowania osła z czołgiem szturmowym. Była dla niej jak matka, ciotka, siostra i przyjaciółka w jednym. W zasadzie jedyna, bo Jil nie należała do społecznych osobników.
Jeszcze zanim zeszła, z piętra na parter, usłyszała szczekanie Brunona. Ten pies był jak jebana syrena alarmowa aktywowana sygnałami węchowymi. Nie przepuścił żadnemu z mieszkańców kamienicy, a był też był na tyle niedyskretny, że po specyficznym szczekaniu dało się ocenić, kto właśnie wkracza w jego teren. Kompletnie nieprzydatne, gdy chcesz cichaczem wrócić na kwadrat po oddawaniu się niemoralnym uciechom z dala od codzienności. Zanim zdążyła zebrać w sobie moce przerobowe i zapukać w stare drzwi, te otworzyły się szeroko i w drzwiach stanęła wesoła sąsiadka ubrana w fartuch w kwiatuszki. Znaczy gotowała. W sumie ciężko nie było tego wyczuć, bo po całej klatce roznosił się radośnie zapach zupy ogórkowej i schabowego.
– No witaj rybko! Co Cię sprowadza tak późno? – powitała ją uśmiechem zachęcając do wejścia do środka. – Napijesz się czegoś?
Mocno to rozważała. Doskonale wiedziała, że Amelia proponuje domowe wino, któremu procentami było bliżej do bimbru, a piła już dzisiaj. Łeb miała słaby, ale trunki sąsiadki to rozchwytywany rarytas w tej okolicy, za który wielu dałoby się pokroić. A co najmniej wykorzystać do celów, które Hejkel akurat miała w potrzebie.
– A daj, ale szocika. Nie mogę się dzisiaj zdezelować Amelio. – poklepała czule obskakującego ją bernadryna i rozsiadła się w kuchni. Sąsiadka, jak zwykle, nalała jej pełną lampkę od wina.
– Dobrze, że jesteś, weźmiesz od razu obiad na jutro, bo muszę wyjść wcześniej. – postawiła przed nią kieliszek i uśmiechnęła się zacierając spracowane ręce – A teraz moja droga, wróćmy do naszej rozmowy, bo rozpaliłaś… – zachichotała – moją ciekawość. – Jil westchnęła, kolejny raz tego dnia rozmasowała brwi. Jeszcze kilka razy i je kurwa straci.
– Dziękuję za obiad, ale jutro mi się nie przyda, wyjeżdżam rano. – sięgnęła po kieliszek i upiła. Ostry smak alkoholu zaatakował jej język jak lawa zbocze wulkanu. – Oh kurwa, musisz przestać podkręcać te trunki, bo stracę w końcu wszystkie kubki smakowe.
– Gdzie wyjeżdżasz? – zerknęła upijając że swojego kieliszka i sięgając po papierosa.
– Jadę do Akumy. – podstawiła jej ogień. – Niestety nie dam rady zająć się Brunkiem, przepraszam.
– Oh dziewczyno, szkoda, ale nie masz za co mnie przepraszać, przecież to mój pies! – wypuściła intensywnie dym z płuc – Dam Zdźiśkowi pół litra i będzie z nim cały tydzień chodził. Jedynie nie wyczesze spaślaka, ale damy radę. – poklepała śliniącego się bydlaka po głowie – Kiedy wracasz?
O tym w sumie nie pomyślała. Po prostu postanowili, że pojedzie. Postukała palcami w kieliszek i upiła. Znów poczuła ten żar piekielny. Zasępiła się na dobre kilka minut i z rozważań wyrwało ją ponaglające chrząknięcie.
– Szczerze mówiąc nie wiem. Kilka dni? Tydzień?
– Będę musiała dać radę – Amelia puściła jej oczko – A jak już jesteśmy przy Akumie…
– Oh borze liściasty… – Przerwała jej dziewczyna. – Dobra, miejmy to za sobą. – Walnęła solidnego łyka, aż ją wzdrygnęło. Sięgnęła po szluga do paczki leżącej na stole. Sąsiadka zmierzyła ją wzrokiem – Zapomniałam jointów z góry Amelio. Muszę coś zrobić z rękami. – Odpaliła, wypuściła ciężko dym. – Co chcesz wiedzieć?
– Wszystko! – znów chichotała jak nastolatka – Co to znaczy ostry seks? Znaczy no ja się domyślam, wiesz jak Wiesiek żył to też zachowywał się czasem jak zwierzę… – rozmarzyła się na chwilę, ale szybko rozdmuchała to wspomnienie po kuchni wypuszczając dużą chmurę siwego dymu. – Ale nie pamiętam, żeby brzmiało to tak jak… no wy.
– Powiem tak. – kolejny łyk, kolejny wydech – Niektórzy uprawiają, powiedzmy, normalny seks. Inni lubią akcesoria, jak wibratory, kajdanki, stroje typu pielęgniarka, – sąsiadka uśmiechnęła się pod nosem puszczając jej oczko – jakieś klapsy, czasem brzydkie słowa. – z kolejnym buchem poczuła moc winiacza – Inni z kolei lubią trochę więcej atrakcji…
– Jakich? – nachyliła się do niej z niewinną ciekawością na twarzy. Przed oczami Jil stanęły wydarzenia odgrywające się nie tak dawno temu. Zebranie odpowiednich słów znów zabrało jej kilka minut mocnych kalkulacji w głowie. Czemu robi się to tak łatwo, a mówi o tym tak trudno? Zgasiła niedopałek, strzepnęła nieistniejący pyłek z dłoni i zaczęła dość niepewnie.
– Hm, no krępowanie… jakby to… brutalność w kontakcie… um…. – zerknęła na Amelię, której oczy rosły z każdym słowem. Ale nie ze zdziwienia, raczej z dziwnie wyglądającej u sąsiadki z bloku, ekscytacji – …posłuszeństwo, nawet bym powiedziała poddaństwo… – znów upiła łyk, kieliszek robił się niebezpiecznie pusty – są tacy co lubią, by ich poniżać, są tacy co lubią by ich… no powiedzmy… krzywdzić. Kurwa Amelio, nie patrz się tak na mnie – dopiła – to jest cholernie szeroka sprawa i nawet nie wiem jak Cię w to delikatnie wprowadzić! – stuknęła kieliszkiem trochę za mocno w stół.
– Mów dalej – zaśmiała się równie intensywnie co Jil wybuchła. Chyba obie wyraźnie czuły w głowie ten sam szum. – Nie musisz być delikatna – dolała znów do pełna i podsunęła dziewczynie paczkę. – Znam Cię od pieluch, mnie nic nie zdziwi.
– No kurwa właśnie, znasz mnie od srajtka, trochę mnie swędzi z tyłu głowy… – odpaliła kolejnego papierosa i nerwowo podrapała się po głowie – …że zmieniałaś moje pampersy, a teraz opowiadam Ci jak można się rżnąć i jebać. – na te słowa Amelia roześmiała się serdecznie zachęcając ją dłonią by kontynuowała. – Oh kurwa mać, ludzie napieprzają się pejczami Amelio, polewają woskiem, podtapiają, podduszają, prowadzają na smyczy całymi stadami, rżną każdy z każdym, wtykają sobie różne rzeczy w różne otwory, chodzą w pieluchach, szczają do ryja, kurwa w zasadzie robią wszystko co przyjdzie im do chorych łbów. – wyrzuciła na jednym wdechu, sama dziwiąc się, że ma go w płucach aż tyle. – I szczerze mówiąc sama nie wiem gdzie są granice tego szaleństwa i co mogą wymyślić… i robią to, bo ich to jara. Czy to fizycznie, czy psychicznie. – skończyła zdecydowanie spokojniej. No, wyrzuciła to z siebie.
– No nie było to w sumie takie trudne, prawda? I Ciebie to jara? – zapytała zupełnie spokojnie, z lekkim uśmiechem.
– Um… – spojrzała ciut niepewnie – Nie wszystko… ale spora część. – alkohol szumiał już nie tylko w jej głowie, ale i chyba w jestestwie, bo spostrzegła, że kieliszek jest niebezpiecznie opróżniony w połowie. Minęło już dziesięć minut czy dziesięcioleci? Kurwa, nie wtoczy się na górę.
– I co robiliście, gdy myślałam, że Cię morduje? – jej kieliszek też zdawał się sam opróżniać.
– Amelio! Na bogów pogańskich! – wykrzyknęła, ale widząc, że nie robi to na niej wrażenia zniżyła trochę głos. – No zerżnął mnie jak burą sukę. Skrępowaną, zmęczoną, obolałą. – puściły jej hamulce, a co tam, chuj, nagle mówienie o tym przyjemnie mrowiło w kręgosłup – Po tym jak… jak spuścił mi manto, bo nie zrobiłam tego, co kazał mi wczoraj zrobić przez telefon. – dopiła wino patrząc zaskoczona w dno. Kiedy ono znikło? – Więc wsadził swoją dupę w pociąg i przyjechał nad ranem, powiedzmy, ukarać mnie za niesubordynację.
– Tylko po to przyjechał? – Dziewczyna nie była już pewna czy wypieki na twarzy sąsiadki spowodowane są zebranymi przez nią w katalogu „Jil” informacjami, czy trunkiem. Prawdopodobnie były to oba te czynniki.
– Tak jakby… – powiedziała lekko rozmarzonym, ale zdecydowanie mocno najebanym głosem.
– Czyli w sumie można powiedzieć, że to taki niestandardowy romantyzm – roześmiała się tak mocno, że Brunon, leżący u ich stóp zerwał się na nogi szczekając radośnie. Amelia raźnym krokiem, zupełnie nie wskazującym na stan upojenia, przemierzyła kuchnię i z szafki w przedpokoju wyjęła dwie półlitrówki swojego specyfiku. – No to moja rybko wstawaj i zasuwaj na górę. – postawiła butelki na stole. – Ten Twój ogier chyba na Ciebie czeka.
Jil spojrzała na nią z lekką konsternacją na twarzy. Amelia zawsze ją zaskakiwała swoim podejściem do świata, rzeczywistości i wybitnie dziwnych wydarzeń. No jasne, praca w ochronie zdrowia zobowiązuje, ale pielęgniarka nie wyglądała, jakby cokolwiek w tym, czego dzisiaj dowiedziała się od Jil w kilku zaskakująco krótkich zdaniach, zrobiło na niej jakiekolwiek wrażenie. Kobieta zagadka. Ale w sumie wyszło lepiej niż się spodziewała. Można powiedzieć, wino w czerep, kamień z serca. Wino, no kurwa właśnie. Spróbowała wstać. W zasadzie górna część jej ciała spróbowała, bo nogi chyba zapomniały odebrać sms od mózgu i wyłożyła się jak długa, na szczęście na wciąż radośnie merdającego ogonem psa. Świat ciut za mocno zawirował i przez chwilę zastanawiała się kto leży na kim.
– Boże, dziecko, ja zawsze zapominam jaką Ty masz słabą głowę. – podeszła do niej i pomogła się podnieść. Chwyciła ją pod ramię zaskakująco sprawnie. Jil domyśliła się, że umiejętność tą nabyła wspomagając przemieszczanie się pacjentów, jak i transportowanie zdezelowanych procentami lokatorów podwórka, w tym do pewnego momentu życia, wspomnianego wcześniej Wieśka. Amelia zdecydowanie była aniołem stróżem tej zapomnianej przez zdrowy rozsądek części osiedla.
Pielęgniarka wręczyła dziewczynie jedną butelkę upewniając się, że trzyma mocno, sama chwyciła drugą i zaczęła holowanie Jil, której nogi bardzo starały się współgrać z zmieniającą się pod stopami długością podłogi. Przedpokój i wyjście na klatkę to był pikuś. Jeszcze dwa piętra schodów. Brunon radośnie biegał po nich w górę i w dół, poszczekując, jakby dopingował je niczym cheerleaderka.
To była długa droga. Jakieś 5 minut. Albo trzy tygodnie. To cholerne, słodko-palące wino, było jak bomba zegarowa i Jil obawiała się, że jeszcze nie skończyło swojego odliczania.
– Dawaj dawaj rybko, jeszcze trzy stopnie – zaśmiała się pielęgniarka – Żeby mnie ten Twój Akuma nie ukarał mnie za spicie mu koteczki – zaśmiała się.
– Amelio! – próbowała się oburzyć, ale parsknęła pod nosem. Sąsiadka odgoniła Brunona nogą i nacisnęła klamkę.
– Halo halo Panie Akuma, mam przesyłkę dla Pana! – wprowadziła dziewczynę do przedpokoju i gdy lekko zdziwiony mężczyzna podszedł do nich, dosłownie wręczyła mu ledwo stojącą Jil. – Panie Akuma…
– Mówiłem, że wystarczy Akuma pani Hejkel. Widzę, że dobrze się bawiłyście. – spojrzał w twarz spitej dziewczynie, która rozlała się na jego ramieniu i wyrzuciła z siebie kilka słów radosnego powitania.
– Amelia, skoro po imieniu to po imieniu. – sąsiadka podała mu także butelkę – To w ramach zażegnania porannego kryzysu. – Jej szczery uśmiech był tak szeroki, że można było policzyć wszystkie zęby. – A druga, którą tak kurczowo trzyma Twoja koteczka – puściła mu oczko – w ramach rekompensaty za doprowadzenie jej do tego stanu. No zawsze zapominam, że to dziecko ma tak ekonomiczną głowę.
Spojrzał na dziewczynę próbującą doprowadzić się do względnego pionu wisząc na jego ramieniu i mocno tuląc do piersi butelkę.
– Dziękuję bardzo za podarki – odstawił alkohol na półkę wieszaka i wyjął drugą z kurczowego uścisku Jil. – I za odpro… odniesienie jej do mieszkania – uśmiał się, chwycił ją w pasie i przerzucił sobie przez bark. – Gdybym wiedział, że straciła pion, to przyszedł bym po nią. – Klepnął dziewczynę w pośladek. – Zaraz się nią zajmę.
– O w to nie wątpię – raz jeszcze puściła mu porozumiewawcze oczko – tylko na wszystkich świętych, ciszej. – Zaśmiała się podając mu dłoń na pożegnanie. – Mówiła, że wyjeżdżacie, także dbaj o nią Akuma, bo może jestem malutka, ale znajdę Cię na końcu świata jeśli coś jej się stanie.
– Oh nie martw się Amelio. Jest w dobrych rękach.
Gdy drzwi za sąsiadką zamknęły się, chwycił jedną z butelek, poprawił sobie dziewczynę na ramieniu.
– Jak tam laleczko, dychasz jeszcze? – odkręcił zębami korek i pociągnął solidnego łyka. – O cie chuj, dużo tego wypiłaś? – odkaszlnął zaskoczony.
– Ze dwa… kieliszki… – zbierała mocno słowa, bo zdradziecki trunek, który odebrał jej zdolności motoryczne powoli dobierał się do umiejętności komunikacji. Przerzucił ją na łóżko i napił się jeszcze raz.
– Czyli co… – stojąc obok łóżka i pochylił się nad nią opierając dłonie po obu stronach jej głowy – będę jebał dzisiaj zwłoki? – Sięgnął jej szyi i przesunął wierzchem palców po jej policzku. – Rozpalona, najebana, totalnie bezbronna? – Przesunął tą samą dłonią po jej dekolcie, torsie i wsunął ją w spodnie. – Mieliśmy oglądać film, a Ty nie jesteś w stanie nawet za wiele powiedzieć. – Westchnęła, gdy przesunął materiał majtek i wsunął palce między włosy.
– Je.. jeszcze jestem – z wysiłkiem wsparła się na łokciach. Zdawało jej się, że mózg zapomniał jak odbierać sygnały świadczące o obecności jakiejkolwiek stabilności. Skupiła wzrok na wyszczerzonym w lubieżnym uśmiechu mężczyźnie. – I zawsze mogę… uh… – Wsunął palce między większe wargi sromowe.
– Co możesz? – drażnił miękkie wargi chroniące ją przed penetracją. – No co możesz?
– Mogę się… się… opier… – spróbowała podnieść się wyżej, pocałować go i sięgnąć jedną z rąk, na których się podpierała, do spodni, by podroczyć się z nim chwilę, ale straciła równowagę i z powrotem leżała na plecach.
– O tak, z pewnością możesz się opierać. – nachylił się bardziej i pogryzając jej szyję i linię szczęki kontynuował zabawę cipką. Jego ruchom powoli zaczęło odpowiadać ciche pomrukiwanie i westchnienia. – Właśnie słyszę, jak bardzo. – rozsznurował dres i podnosząc się zdjął z niej spodnie. Wszedł na nią i zakrył usta dłonią. Schylił się i wyszeptał ostro:
– Set bardzo nie lubi, gdy rżnę półprzytomne zabawki, ale… – rozejrzał się teatralnie – jakoś nie widzę tutaj tego służbisty. – Sprawnym, ostrym ruchem rozerwał jej majtki obcierając skórę materiałem. Odpowiedziało mu zduszone oburzenie. – Oh chciałaś coś powiedzieć? Amelia kazała trzymać Cię cicho laleczko. – Ponownie sięgnął między jej nogi i bez ostrzeżenia brutalnie wbił dwa palce w nie do końca gotową na to szparkę. Tym razem zduszone oburzenie było bardziej stanowcze. Nie to, że nie miała ochoty, po prostu nie była na to przygotowana. Chyba cudem udało jej się chwycić go za nadgarstek, bo koordynacja ruchowa rąk raczej wskazywała na dzikie pląsanie w powietrzu niż kontrolowane odruchy. – Mmm… mógłbym teraz Cię ubezwłasnowolnić, ale tak będzie ciekawiej. – Pchnął jeszcze raz, dokładając trzeci palec. Kilka kolejnych ruchów, równie brutalnych, sprawiło, że szum w jej głowie zaczął rezonować z dudnieniem serca gdzieś w okolicy błędnika. To jeszcze nie była przyjemność, ale sam fakt, że niewiele będzie mogła zrobić, mimo bycia wolną, wybuchła fajerwerkami w głowie. Szczerze zdziwiła się, że takie coś jej się podoba, ale może to nie kwestia samej sytuacji, ale także tego kto weźmie ją sobie bez pardonu.
Wciąż trzymając palce w jej ciele przesunął ją ostro w górę łóżka. Oderwał dłoń od jej ust i sięgnął pod poduszkę.
– Patrz co znalazłem w Twojej łazience laleczko. – pokazał jej przeźroczysty wibrator z metalowym, ruchomym pierścieniem złożonym z sporych kulek w środku. – Miałem ochotę popatrzeć jak się nim bawisz, ale teraz mam ochotę wepchnąć go w Twój tyłek i zerżnąć. – Zrobiła wielkie oczy i jęknęła zaskoczona. W tyłek? Tego potwora nie zdarzało jej się tam wkładać. Korki, kulki, mniejsze wibratory, kutasy spoko. Ale ten twardy ruchliwy skurwiel nie miał jeszcze okazji buszować w jej dupie.
– Al… ale ja go jeszcze… – zakręciło jej się w głowie i przewróciła oczami. Akuma zareagował ostrym warkotem. Dokładnie tak, odpływaj, odpływaj.
– Jeszcze go tam nie miałaś? – zaśmiał się warcząc – to świetnie. Zawsze musi być ten pierwszy raz. – sięgnął mokrymi palcami do jej odbytu i wsunął od razu dwa. Tak jak się spodziewał, alkohol zdecydowanie zmniejszył napięcie i nie miał problemu, by je włożyć. – Twój tyłek wydaje się na niego czekać. – Włączył zabawkę, która zaczęła wykonywać dziki taniec niczym kaktus z piosenką Cypisa. – Będzie ciekawie, czyż nie? – Jil nie była tego taka pewna, chciała zaponować, ale nie zdążyła, bo wyłączył go i przystawił jej do ust. – Otwieraj, trzeba go najpierw dobrze nawilżyć. No chyba, że mam go wepchnąć tam – Mocniej pchnął palcami w jej dupie. – na sucho? – Z trudem powstrzymywał się, by wykonać swoją groźbę. Dopite w oczekiwaniu na dziewczynę wino z, powiedzmy, obiadu i dwa naprawdę solidne chausty Ameliowego wyrobu i jemu zaczęły buzować we krwi. Głos rozsądku, albo raczej Seta, wydawał się coraz bardziej odległy. Oh jakże chciałby, by go sprowokowała. Laleczka jednak grzecznie, wręcz posłusznie rozsunęła wargi, oblizała je i z językiem na wierzchu czekała na jego ruch.
Powstrzymując się przed agresywnym wepchnięciem jej wibratora do gardła, wsunął go w jej usta. Pijana zdecydowanie miała mniej problemów ze swoimi odruchami, zastanowił się, czy może z tego jeszcze dzisiaj skorzystać. Choć obawiał się, że mógłby się nie powstrzymać i zerżnąć jej urocze usta tak, że po prostu by mu się udusiła. Przez kilka dobrych chwil pieprzył jej dupę i rozpaloną twarz. Podobało mu się, że wibrator traktowała dokładnie tak, jakby był to kutas. Oh jakże bardzo chciał by zamiast tego mechanicznego skurwiela obrabiała jego, jakże by rżnął ją po same kule, dławiłaby się fiutem i błagała o litość… Strząchnął tą myśl z głowy i uznał, że heh, bezpieczniej będzie jednak przejść do kolejnego etapu tej zabawy. Sprawnym, szybkim, ale dość brutalnym ruchem wyrwał go z jej ust, aż cmoknęło. Wpił się ustami w jej usta. Zlizywał ślinę płynącą jej po brodzie i policzkach. Smakowała alkoholem, pachniała podnieceniem i totalną nietrzeźwością. Odsunął się podziwiając czerwone policzki i zdyszane usta. Starała się wodzić za nim wzrokiem, ale nie bardzo jej szło, bo apogeum bimbrowej wycieczki właśnie uderzało jej do głowy.
– Ak… Aku.. uh – próbowała sięgnąć w jego stronę, ale taniec jej rąk skończył się spektakularnym zygzakiem z lądowaniem na brzuchu.
– Ile to kurwa musi mieć procent? – zapytał sam siebie i chwycił jej nogi, by zadrzeć je do góry. Przytrzymał je ramieniem na jej brzuchu krepując roztańczone chwilę wcześniej przedramiona. – Hej laleczko, gotowa? – wsunął wibrator na chwilę do jej cipki i przyłożył do anusa. – Bo ja kurewsko tak. – nie czekał na jej odpowiedź. Po prostu pchnął. Nawet upojenie nie było w stanie powstrzymać tego krzyku, który wyrwał się z jej piersi. Gdyby nie dociskał jej ramieniem miałaby nawet szansę się wyrwać, ale w tej sytuacji mogła tylko próbować niespójnych zrywów. – Cicho bądź, bo cię zaknebluję laleczko, przecież nie chcesz pobudzić sąsiadów. – poruszył sztucznym kutasem kilka razy upewniając się, że dobrze siedzi. – Jeden zainstalowany, to teraz czas na mnie, co? – wciąż przytrzymując ją jedną ręką zsunął spodnie i bokserki do kolan. Teraz nie było żadnego celowania, żadnego przymierzania. Wszedł gwałtownie warcząc z podniecenia. Było ciasno, bardzo ciasno. Jil nerwowo łapała oddech dryfując gdzieś między bólem, a przyjemnością. Miała wrażenie, że zaraz rozerwie jej jedną albo drugą dziurę. Żar, który czuła w lędźwiach mieszał się z dudnieniem i intensywnym pulsowaniem w jej głowie. Czuła się przygnieciona, czuła się wypełniona po brzegi, czuła się totalnie zbeszczeszczona. A on jeszcze nie zaczął się ruszać.
Puścił jej nogi i oparł je o swoje ramiona, uniemożliwiając jej zmianę pozycji. Wciąż rozbieganym wzrokiem próbowała ogarnąć, co się w zasadzie dzieje. Udało jej się sięgnąć rękami i zapleść je na jego szyi. Nachylił się nad nią i prawie dotykając ustami jej ust i ruszył. Już pierwsze pchnięcia wyrwały z niej donośny jęk. Warcząc wchodził brutalnie w nabrzmiałą cipkę. Czuł, doskonale czuł, jak mało jest tam miejsca i jak broni się, może świadomie, może nie, przed jego ruchami. Gdy napierał jej nogi, pośladki i brzuch napinały się do granic możliwości spitego ciała, co w zasadzie nie stanowiło dla niego najmniejszego oporu, ale z pewnością ją przyprawi o zakwasy. Jęczała mu prosto w usta, zalewając go gorącym, upojonym oddechem przerywanym spazmatycznymi jękami. A chuj z sąsiadami. Nie chciał jej uciszać, chciał słyszeć jak wyje, jak jęczy, jak krzyczy mu prosto w usta przez niego, przez to, że pieprzy ją, a ona nie może nic z tym zrobić. Przygryzł jej dolną wargę i chłonął całym ciałem drżenia, powodowane przez siłę i brutalność jaką wkładał w każdy ruch swoich bioder. Napierał, jebał, tak mocno jak tylko mógł, po całodziennym maratonie ruchania swojej zdobyczy. Był zmęczony. Ale jeszcze miał na tyle siły, by zadawać jej ten rozkoszny, a na pewno dla niego, ból.
Wiedział, że sam w końcu padnie. Dwa długie dni w robocie, noc w pociągu, to jednak robi swoje.
– To co, włączamy? – sięgnął do jej tyłka, by uruchomić potwora wypełniającego jej dupę.
– Aku.. ma.. ja już… – zebranie słów zdawało się wyprawą na Mount Everest, a co najmniej na Rysy. Gdyby nie to, że mocno splotła palce na jego karku, to ręce bezwładnie leżałyby na łóżku. Albo kurwa gdzieś odleciały. Było jej dobrze, ale było też cholernie, ale to cholernie bolesne. Świadomość czasem dochodziła do głosu i w głowie na zmianę śpiewała pieśni pochwalne i wykrzykiwała rozkazy natychmiastowego odwrotu. Włączył. Pewnie wybuchłaby jak jebana atomówka zrywając na równe nogi całą kamienicę, ale zdusił ten wrzask szybkim ruchem dłoni. Przycisnął ją tak mocno, że miała wrażenie, że zapadają się wgłąb kanapy. Albo jakąś czarną dziurę.
– Ooooo kuuuurrrrr… waa…. – zagrzmiał gdy poczuł jak metalowe kulki wprawiły w ruch wibrator. – Ja się… świetnie bawię… a Ty laleczko? – warczał lubieżnie. – Jak na zwłoki jesteś całkiem interaktywna. – polizał jej szyję i chwycił zębami za ucho. – Następnym razem wleję w Ciebie jeszcze jeden kieliszek, tak na wszelki wypadek. – pchał czując, że sam długo nie wytrzyma. – I nawet jeśli mi odpadniesz to będę Cię jebał całą noc. – Coraz intensywniej drżała i jakby instynktownie, zdroworozsądkowo jej ciało próbowało wyrwać się spod jego naporu. Oj ta dupa będzie bolała. Będzie. No cóż, trafiła w jego szpony, a on nie zamierzał przejmować się tym, czy jutro zniesie obecność Seta w swoim ciele. Odsunął dłoń z jej twarzy, gdy zdała się opanować swoje wrzaski już na tyle, by zmieniły się w jednostajny jęk. Liżąc jej twarz zbierał nieświadome łzy wyciśnięte przez ten gwałt na seksualnych uniesieniach.
– Pro… proszę… – słowa zaczynały wracać na swoje miejsce, bo intensywność doznań była wręcz trzeźwiąca. – Proszę Cię.. ja już… – nie czuła już nawet czy to w dupę ją jedzie, a wibrator tańcuje w pochwie, czy może odwrotnie. Jej podbrzusze paliło ostro.
– Już co? Już nie możesz? Zapewniam… – docisnął klatkę piersiową do jej cycków – że gówno mnie to obchodzi. – Smakowała potem, zmęczeniem, nadchodzącym kacem. Żyły na jej szyi pulsowały tak mocno, że miał wrażenie, że błagają by je przegryźć. – Ale spokojnie, spokojnie laleczko – zapewniał charcząc lubieżnie i wcale nie uspokajająco – jeszcze kilka minut i przestanę wykorzystywać Twoje dziury. Jestem wykończony, a rano trzeba wstać. Kilka minut… – wgryzł się w tą szyję, zostawi ślad, nie pierwszy nie ostatni – na jej ciele. Niech wszyscy dookoła widzą, do kogo należy – i będziesz mogła grzecznie podziękować za… – jeszcze jeden, a chuj, jest jego – wszystko co Ci dałem. – Oparł ręce o łóżko, bo obu stronach jej głowy, dociskając jej barki do swoich łokci. Zatkał jej usta swoimi ustami, pozwalając by ślina spływała do jej ust. Zebrał w sobie siły na ostatnich kilka minut najmocniejszych pchnięć i łykając jej obolały jęk pełen sprzeciwu doszedł zalewając jej gorącą cipkę swoją spermą.
Nie przestała jęczeć i wierzgać się nieporadnie, nawet gdy z niej wyszedł. Ten pierdolony sztuczny kutas dalej siał spustoszenie w jej tyłku.
– Akuma… Akuma błagam… – jęczała chwytając powietrze jak ryba. – Błagam wyłącz, zabierz… wyjmij…
– Najpierw podziękuj laleczko, że Cię wykorzystałem. A potem się zastanowię. – wysapał padając obok niej na plecy. Próbowała sięgnąć do swojego tyłka, pozbyć się tego torturującego jej dupę narzędzia szatana, ale chwycił jej dłoń w locie. – Nie słyszałaś? A może chcesz spędzić noc jako suka, związana w bardzo, bardzo niewygodnej pozycji? – wymruczał swoją groźbę z lekkim rozbawieniem, gdy ta wizja przemknęła przez jego głowę.
– Dzię… kuję… – mimo iż miała totalnie zmęczone ciało coraz intensywniej młóciła nogami po łóżku.
– Za?
– Za to… nnn… Za to, że… – kręciło jej się w głowie. Względna trzeźwość trzaskała gromami i rozbłyskami światła w jej umyśle – Za to, że wykorzystałeś mnie jak jebaną szmatę – zajęczała błagalnie.
– Mmm, ostro – podniósł się z trudem – Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej stronie kocie. – wyłączył zabawkę i odpowiedziała mu stęknięciem pełnym ulgi. Chuj, że miała go jeszcze w dupie. Na bór liściasty, przestał się ruszać i wibrować. Leżeli obok siebie w ciszy zakłócanej tylko ich ciężkimi oddechami. Wciąż trzymał jej nadgarstek i gładził palcami dłoń.
– Czy ja już mówiłem, że uwielbiam Cię rżnąć?